Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/345

Ta strona została uwierzytelniona.

Jak się Maciuś dowiedział, że i tamci idą na niego, w pierwszej chwili nie chciał wierzyć.
— Więc i smutny król mnie zdradził. Ha, trudno, pokazałem im w tamtej wojnie, jak Maciuś zwycięża, teraz pokażę, jak Maciuś ginie.
Całe miasto wyszło z łopatami, zaczęło kopać rowy, sypać dla wojska wały. Wykopali trzy linje okopów: jedna w dwudziestu wiorstach od miasta, a potem co pięć wiorst.
— Będziemy ustępowali krok za krokiem.
Kiedy młody król się dowiedział, że tamte wojska już idą na pomoc i są blisko, zaczął sam bitwę, bo chciał być pierwszy. Myślał, że mu się uda. I trochę mu się udało, bo zdobył pierwszą linję okopów. Ale druga linja była mocniejsza, wały wyższe, rowy szersze i drutu kolczastego było więcej.
I wtedy właśnie nadeszła pomoc. I już trzy wojska razem uderzyły na wojsko Maciusia.
Znów cały dzień trwała bitwa. Nieprzyjaciel poniósł duże straty, a Maciuś trzymał się mocno.
— Może dać spokój? — sprobował powiedzieć smutny król, ale tamci się na niego rzucili tak, że nie wiem.
— Nie, musimy zgnieść tego zarozumialca.
I znów od samego rana wre bitwa.
— Ocho, już mniej strzelają, — cieszył się nieprzyjaciel.
I naprawdę tego dnia wojsko Maciusia mniej strzelało, bo rozkaz głosił:
— Oszczędzać proch i kule.
— Co robić? — pyta się Maciuś.
— Ja myślę — powiedział prezes ministrów —