że trzeba jeszcze raz prosić, żeby przerwali wojnę. Jak można bez prochu prowadzić wojnę?
Ale na naradzie wojennej była też Klu–Klu, jako naczelniczka czarnego oddziału. Ten oddział nie brał jeszcze udziału w bitwie, bo nie był uzbrojony. Czarne dzieci umiały strzelać tylko z łuków. Więc naprzód nie mogły znaleźć drzewa, odpowiedniego na łuki i strzały, a jak już znalazły, musiały wszystko robić dopiero. I teraz właśnie były gotowe.
— Słuchajcie — mówi Klu–Klu. — Ja radzę cofnąć się w nocy na trzecią linję obrony. Dziś w nocy pójdzie ktoś do obozu nieprzyjaciela i powie, że Bum–Drum przysłał czarne wojska z dzikiemi zwierzętami. Jutro rano wypuścimy z klatek lwy i tygrysy i zaczniemy strzelać. A jak ich dobrze nastraszymy, wtedy dopiero zapytamy się ich, czy chcą się pogodzić, czy nie.
— A czy to nie będzie oszustwo? — zapytał się niespokojnie Maciuś.
— Nie, to się nazywa fortel wojenny, — powiedział minister sprawiedliwości.
— Więc dobrze — zgodzili się wszyscy.
A Felek przebrał się za nieprzyjacielskiego żołnierza i na brzuchu pełzając wślizgnął się do nieprzyjacielskiego obozu i niby nic, temu i owemu zaczął opowiadać o lwach i murzynach.
Ale ci tak się z niego śmieją i nie wierzą.
— Et, głupi, śniło ci się pewnie.
I jedni drugim opowiadają to głupstwo.
Ale Felek idzie, a tu go zaczepiają żołnierze:
— Ej kamrat, a słyszałeś już nowinę?
— Jaką? pyta się Felek.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/346
Ta strona została uwierzytelniona.