Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/347

Ta strona została uwierzytelniona.

— Podobno Bum–Drum z murzynami i lwami przyszedł Maciusiowi na pomoc.
— E, bajki — mówi Felek.
— Wcale nie bajki. Podobno słychać ryki dzikich zwierząt.
— A niech sobie ryczą, co to mnie obchodzi — mówi Felek.
— Poczekaj, będzie cię obchodziło, jak cię lew rozszarpie.
— A cóż to ja słabszy od lwa?
— Ach ty stawiaku. Ty i lew. Patrzcie go: nawet na prawdziwego żołnierza nie wyglądasz.
Idzie Felek dalej, a tu już opowiadają żołnierze, że Bum–Drum przysłał cały okręt strasznie jadowitych wężów. Już Felek sam nic nie opowiada, tylko słucha, albo nawet śmieje się, że nie wierzy. A oni krzyczą, żeby się nie śmiał, tylko modlił lepiej, bo może sprowadzić nieszczęście swoim głupim śmiechem.
Że też żołnierze odrazu tak uwierzyli!
A no, jak żołnierz jest parę dni w boju, więc jest zmęczony i zdenerwowany, a jeszcze daleko od domu, a tu mówili, że bitwa będzie łatwa, że Maciuś nie ma prochu i wcale się bronić nie będzie, a on widzi, że wcale tak łatwo nie jest — to się jeszcze więcej zdenerwuje i w byle głupstwo uwierzy.
Wrócił Felek, wszystko opowiedział, — i nowa otucha wstąpiła w Maciusia.
— Tyle razy mi się udało, może i teraz się uda.
Cichutko w nocy opuścili okopy i przeszli bliżej miasta. Przynieśli żołnierze klatki z lwami i tygrysami, przy których stanęła połowa murzynów. A druga połowa rozeszła się po wszystkich