śmierci. Jeżeli to ma być nie sąd, a zbrodnia, dokonana na zwyciężonym królu, to hańba wam, jako ludziom i jako żołnierzom. Możecie mówić co wam się podoba, ja odpowiadać nie będę.
Generałowie wyszli na naradę, co robić. Maciuś pogwizdywał sobie pod nosem jakąś piosenkę żołnierską.
Wrócili.
— Czy Maciuś przyznaje się, że wydał odezwę do dzieci całego świata? — pyta się generał–przewodniczący.
Żadnej odpowiedzi.
— Czy wasza królewska mość przyznaje się, że wydał odezwę do dzieci całego świata? — pyta się generał.
— Nie przyznaję się: odezwy takiej nie wydawałem.
— Wezwać świadka — rozkazał sędzia.
Na salę wszedł szpieg–dziennikarz. Maciuś ani drgnął.
— Oto jest świadek — mówi sędzia.
— Tak — mówi dziennikarz — ja mogę zaświadczyć, że Maciuś chciał zostać królem dzieci całego świata.
— Czy to prawda? — pyta się sędzia.
— Prawda — odpowiedział Maciuś. — Ja chciałem tego. Ja byłbym to zrobił napewno. Ale podpis na odezwie jest sfałszowany. Ten szpieg sfałszował mój podpis. Ale prawdą jest, że chcę być królem dzieci.
Sędziowie zaczęli oglądać podpis Maciusia, kiwali głowami, że nie mogą poznać, udawali, że nie wiedzą.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/365
Ta strona została uwierzytelniona.