dał Maciusiowi koronę. I punkt o 4–ej w sali posiedzeń zadzwonił król Maciuś i powiedział:
— Panowie, zaczynamy obrady.
— Proszę o głos, — odezwał się prezes ministrów.
I zaczął długą przemowę o tem, że nie może dłużej pracować, że przykro mu zostawić króla samego w tak ciężkiej chwili, że jednak musi odejść, że jest chory.
To samo powiedziało czterech innych ministrów.
Maciuś ani trochę się nie przestraszył, tylko odpowiedział:
— Wszystko to bardzo piękne, ale teraz jest wojna — i niema czasu na choroby i zmęczenia. Pan, panie prezydencie ministrów, zna wszystkie sprawy, więc musi pan zostać. Jak wygram wojnę, to pomówimy jeszcze.
— Ależ w gazetach pisali, że ja ustępuję.
— A teraz napiszą, że pan zostaje, bo taką jest moja — prośba.
Król Maciuś chciał powiedzieć:
— Taki mój rozkaz.
Ale widocznie cień ojca poradził mu w tak ważnej chwili zamienić wyraz: rozkaz na: prośba.
— Panowie, musimy bronić ojczyzny, musimy bronić naszego honoru.
— Więc wasza kr. mość będzie się biła z trzema państwami? — spytał minister wojny.
— A cóż pan chcesz, panie ministrze, żebym ich prosił o pokój? Jestem prawnukiem Juljana Zwycięzcy. Bóg nam dopomoże.
Spodobała się ministrom taka przemowa
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.