Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

Maciusiowi krew uderzyła do głowy. Znów oszukali go ministrowie. Okazuje się, że wojska już od tygodnia są w drodze, że się odbyły już dwie niebardzo udane bitwy, że na czele wojska poszedł stary generał, o którym nawet ojciec Felka, co prawda, trochę pijany, powiedział cymbał. Maciuś pojedzie może raz jeden i to w takie miejsce, gdzie nic mu grozić nie będzie. Maciuś będzie się uczył, a naród będzie go bronił. Jak przywiozą rannych do stolicy, Maciuś odwiedzi ich w szpitalu; a jak zabiją generała, Maciuś będzie na pogrzebie.
— Jakżeto? więc nie ja będę bronił naród, tylko naród mnie będzie bronił. Co na to powie honor królewski, co o nim pomyśli Irenka? Więc on, król Maciuś, poto jest tylko królem, by uczyć się gramatyki i lalki do sufitu dawać dziewczynkom. Nie, jeśli tak myślą ministrowie, to nie znają Maciusia.
Felek zjadał właśnie piątą garść malin, gdy Maciuś szarpnął go za ramię i powiedział:
— Felek!
— Rozkaz, wasza królewska mości.
— Chcesz być moim przyjacielem?
— Rozkaz, wasza królewska mości.
— Felek. To co ci teraz powiem, jest tajemnicą: żebyś mnie nie zdradził, pamiętaj.
— Rozkaz, wasza królewska mości.
— Dzisiaj w nocy uciekam z tobą na front.
— Rozkaz, wasza królewska mości.
— Pocałuj się ze mną.
— Rozkaz, wasza królewska mości.