Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

się spłoszyły i — na nas. My oboje w bok, a on już nie zdążył.
— I bardzo go poraniło?
— Krwi było dużo. Zaraz go zabrali.
— Ot, wojna — westchnął któryś. Macie tam jeszcze co z tego koniaku. Cóż tego pociągu nie widać?
W tej chwili właśnie nadjechał sycząc pociąg. Gwar — zamieszanie — bieganina.
— Nie wsiadać jeszcze, — zawołał biegnąc zdala porucznik.
Ale głos jego stłumiła wrzawa.
Maciusia i Felka wrzucili żołnierze do wagonu, jak dwa pakunki. Znów jakieś gdzieś dwa konie opierały się, nie chcąc wejść do wagonu. Jakieś wagony mieli odczepiać czy doczepiać, pociąg ruszył, — coś stuknęło — znów wrócił.
Ktoś wszedł do wagonu z latarką, wywoływał nazwiska. Potem żołnierze wybiegli z kociołkami po zupę.
Maciuś niby widział i słyszał, — ale oczy mu się kleiły. Kiedy pociąg naprawdę ruszył wreszcie, nie wiedział. Kiedy się obudził, miarowy stuk kół o szyny wskazywał, że pociąg jest w pełnym biegu.
— Jadę — pomyślał król Maciuś. I zasnął ponownie.