oddziału. — Skąd i dokąd jedziemy — to tajemnica wojenna. Nic nie wiemy i nic nie powiemy.
Aż usta otworzyła szeroko dobra zwrotniczowa:
— Ktoby się to spodziewał. Malec, a gada jak stary. Macie rację: dużo bo szpiegów między wojskiem się włóczy. Ubierze taki siaki mundur żołnierski i wypyta, wywie się o wszystkiem, a potem hajda do nieprzyjaciela.
I z wielkiego szacunku nietylko napoiła ich herbatą, ale i kiełbasy dała.
Smakowało Maciusiowi śniadanie, tembardziej, że i umył się jak należy.
— Pociąg królewski, pociąg królewski — rozległo się wołanie.
Felek wlazł z Maciusiem na drabinę, która stała przy obórce zwrotniczego i patrzyli.
— Jedzie.
Piękny pociąg osobowy z dużemi oknami wjeżdża na stację. Orkiestra gra hymn narodowy. W oknie stoi dobrze Maciusiowi znany minister wojny.
Oczy ministra spotkały się na chwilę z oczami Maciusia.
Maciuś drgnął i szybko się pochylił: coby to było, gdyby go poznał minister.
Minister nie mógł poznać Maciusia, po pierwsze dlatego, że myśl jego była zajęta bardzo ważnemi sprawami, a po drugie dlatego, że już po ucieczce Maciusia, którą prezes ministrów ukrył przed wszystkimi, o czem później się powie, — Maciuś podrobiony żegnał go na drogę w stolicy.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/62
Ta strona została uwierzytelniona.