Minister spraw zagranicznych kazał mu się przygotować do wojny z jednym, a bić się trzeba aż z trzema królami.
Minister wojny miał teraz o czem myśleć: — łatwo powiedzieć — idź i bij się, kiedy aż trzech na ciebie idzie. Co z tego, że pobije jednego albo dwóch nawet, jeżeli go trzeci położy.
Żołnierzy by może starczyło, ale ani karabinów niema, ile potrzeba, ani armat, ani odzieży. To też minister taki plan obmyślił:
— Rzuci się znienacka, rozbije pierwszego nieprzyjaciela — zabierze mu wszystko, co on przygotował do wojny — i dopiero weźmie się do drugiego.
Przykro było trochę Maciusiowi, gdy patrzał, jak wojsko stało na baczność, jak ministrowi dawano kwiaty i orkiestra bez przerwy grała.
— Mnie się to wszystko należy, — pomyślał.
Ale że był sprawiedliwy, więc zaraz sam sobie wszystko wytłomaczył:
— Tak, łatwo chodzić i salutować, słuchać muzyki i brać bukiety. Ale powiedz no, mój Maciusiu, czy wiedziałbyś, dokąd posyłać wojsko, kiedy nie umiesz jeszcze geografji.
Bo co wie Maciuś? — Zna trochę rzek i gór i wysp, wie że ziemia jest okrągła i obraca się dokoła osi, ale taki minister musi znać wszystkie fortece, wszystkie drogi, musi znać każdą ścieżkę w lesie. Pra–pra–dziadek Maciusia wygrał wielką bitwę, bo kiedy nieprzyjaciel prowadził na niego wojska, on schował się w lesie, przeczekał aż nieprzyjaciel wejdzie głęboko w las, a sam gęstemi ścieżkami zaszedł od tyłu i rozbił go na głowę.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.