Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.


Teraz muszę opowiedzieć, co działo się w pałacu, kiedy spostrzeżono, że niema króla.
Wchodzi rano do sypialni najstarszy lokaj i oczom nie wierzy: okno otwarte, łóżko rozrzucone, a Maciusia ani śladu.
Mądry był królewski lokaj: zamknął na klucz sypialnię, pobiegł do mistrza ceremonji, który spał jeszcze — obudził go i do ucha powiedział:
— Jaśnie wielmożny mistrzu ceremonji, król zginął.
Mistrz ceremonji w największej tajemnicy zatelefonował do prezesa ministrów.
Nie upłynęło dziesięć minut, gdy w szalonym pędzie zajechały trzy samochody:

prezesa ministrów
ministra spraw wewnętrznych
prefekta policji.

— Ukradli króla.
To przecież jasne. Nieprzyjacielowi musiało bardzo na tem zależeć, żeby ukraść króla. Wojsko się dowie, że niema króla, więc bić się nie zechce — i bez boju nieprzyjaciel zawładnie stolicą.
— Kto wie, że niema króla?
— Nikt nie wie.