— A wy głodne pyski, lurę dostajecie zamiast kawy.
— Chodź sprobuj.
— Jak weźmiemy waszego do niewoli, to taki głodny jak wilk.
— A wasi obdarci i głodni.
— A dobrze uciekaliście przed nami.
— Ale spraliśmy was na ostatku.
— Strzelać nie umiecie. Wasze kule lecą do wron.
— A wy umiecie?
— Pewnie, że umiemy.
Zezłościł się Felek, wyskoczył z okopu, odwrócił się plecami do nich, pochylił, płaszcz zakasał i krzyknął:
— No to strzelajcie!
Huknęły cztery strzały, ale nie trafiły.
— O, strzelcy.
Żołnierze się śmieli, ale porucznik bardzo się rozgniewał i wsadził Felka do paki.
To była głęboko pod ziemią wykopana jama, obłożona deskami. Bo trzeba wiedzieć, że żołnierze brali deski z rozbitych chałup i porobili sobie w okopach ściany, podłogi, a nawet altanki, żeby ich deszcz nie moczył i błota nie było.
Przesiedział Felek dwa dni tylko w drewnianej klatce pod ziemią, bo mu porucznik przebaczył. Ale i tego było mu za wiele.
— Nie chcę służyć w piechocie.
— A gdzie pójdziesz?
— Do aeroplanów.
Akurat w państwie Maciusia brakło benzyny. Ale bez benzyny trudno aeroplanom wozić duże
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.