I znów miał się Maciuś ważnej nowej rzeczy dowiedzieć. Przecież nie mogły tak wojska siedzieć tylko w okopach. Bo coby to było? Jakby się wojna skończyła?
Cicho było w okopach na froncie, ale zato szła ogromna praca w stolicy. Trzeba było przygotować wszystko, żeby zebrawszy wojsko w jedno miejsce, z całej siły uderzyć na nieprzyjaciela i przełamać front. Bo jak tylko w jednem miejscu przerwać linję okopów, nieprzyjaciel musi wszędzie uciekać, bo przez tą przerwę wchodzą wojska i zaczynają strzelać od tyłu.
Przez zimę porucznik został już kapitanem, a Maciuś dostał medal. O, jakże się cieszył. Oddział ich dwa razy wymieniony był, że się dzielnie sprawuje.
Sam jenerał przyjechał do ich okopu i czytał rozkaz:
„W imieniu króla Maciusia dziękuję oddziałowi za wysadzenie prochowni w powietrze i za dzielną służbę w obronie ojczyzny i rodaków. I daję wam tajne polecenie, żeby przerwać front nieprzyjacielski, jak tylko będzie ciepło“.
To był wielki zaszczyt.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.