ciusia i zemdlonego z wielkim trudem odwiózł Maciusia do siebie.
— Dzielnie się spisaliście, moi panowie. A ile straciliśmy aeroplanów?
— Wysłaliśmy trzydzieści cztery aeroplany, a wróciło piętnaście.
— Jak długo trwał atak? — zapytał Maciuś.
— Od wzlotu do powrotu upłynęło czterdzieści minut.
— A no dobrze — powiedział — więc jutro atak generalny.
Oficerowie aż w ręce z radości klasnęli.
— A to niespodzianka. Doskonale! Żołnierze na całej linji dowiedzą się tej jeszcze nocy, że król Maciuś żyje, że jest wśród nich i sam poprowadzi ich do ataku. Ucieszą się chłopcy setnie i bić się będą jak lwy.
Zaraz zahuczały telefony i telegrafy do wojska i do stolicy.
W nocy wyszły nadzwyczajne dodatki wszystkich gazet.
Dwie odezwy napisał Maciuś: jedną do żołnierzy, drugą do narodu. O rewolucji nikt już nie myślał, tylko młodzież i dzieci urządziły kocią muzykę przed pałacem prezesa ministrów.
Zaraz zebrała się rada ministrów i wydała swoją odezwę, że to wszystko było tak naumyślnie zrobione, żeby oszukać nieprzyjaciela.
W wojsku taki był zapał, że się doczekać nie mogli rana i ciągle tylko pytali się, która godzina.
No i ruszyli do ataku.
Trzech królów prowadziło wojnę z Maciusiem.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś Pierwszy.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.