Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

— Maciuś musi się z nami na pożegnanie upić. To nic, że mały, ale dzielny. Co tu gadać. Jeżeli ktoś jest reformator, to już nie mały, tylko wielki. Niech żyje król Maciuś.
Na okręcie handlowym zastali porozstawiane stoły. Pełno butelek z winem i koniakiem, arakiem i likierami. Całe półmiski smacznych rzeczy, całe kosze owoców.
Sadzają Maciusia na pierwszem miejscu. Napełnili kieliszki.
— Za zdrowie Maciusia!
Orkiestra gra hymn narodowy. Piją, jedzą, a Maciuś z nimi. Co wypije, zaraz mu dolewają.
— Niech żyje Maciuś Pierwszy!
— Niech żyje Maciuś Wielki!
Całują się z nim, każą mówić po imieniu. Maciusiowi kręci się w głowie, ale mu strasznie wesoło. Śpiewa i tańczy ze wszystkimi.
— Sam powiedz, najdroższy Maciusiu, czy nie przyjemniej przyjaźnić się z białymi królami? Jak odpoczniesz na bezludnej wyspie, wrócisz do nas. Będziesz żył, jak wszyscy królowie — wesoło, bez zmartwień. Dawniej potrzebne były wojny, bo królowie mieszkali w zamkach, otoczonych murami, i nudziło im się. A teraz mamy dosyć zabawy. Wypijemy za wieczną przyjaźń.
Wypili.
— Wypijemy za reformy.
Wypili.
— Wypijemy za prawa dla dzieci.
Znów wypili.
Ale nie było między nimi Puxa, ani młodego