i co mi z tego przyszło? Powiedział, że mam słuszność, że lepiej książki czytać.
Bardzo jest dobry dla mnie, ale nie rozumiem, jak mi coś mówi — dlatego nie jest mi z nim dobrze.
Powiedział tak:
— Dawniej mój Maciusiu, coś pomyślał, zaraz robiłeś. Teraz postanowiłeś tylko myśleć i nic więcej. A człowiek powinien mieć inne myśli dla siebie, a inne dla ludzi.
Tak jakoś wychodzi, że człowiek musi kłamać. Wiem, że tak nie jest, ale nie rozumiem. Pewnie jestem za mały.
Znów dawno nie pisałem.
Czytam. Już trochę gram na skrzypcach. Chciałbym grać, jak on, albo przynajmniej tak, jak Walenty.
Z książkami jest inaczej, niż mi się zdawało. Jeżeli się czyta, to się potem jeszcze więcej myśli. W książkach jest dużo, ale nie wszystko. I dopiero trzeba samemu ułożyć sobie w głowie.
Już niedługo będę mógł dopłynąć do latarni morskiej. Widziałem przez lunetę dwoje dzieci. Jedno zupełnie malutkie: pewnie jeszcze mówić nie umie. A drugie trochę starsze, ale też małe.
Dawniej patrzałem przez kratę na Felka i jego zabawy. Żelazna krata parku królewskiego dzieliła mnie od dzieci — i byłem sam. Teraz morze dzieli mnie od dzieci — i znów jestem sam.
Śniło mi się, że na ścianie wisi jakiś obrazek.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/124
Ta strona została uwierzytelniona.