Rozdział ten powinien się nazywać:
„Najdziwniejszy rozdział z książki o Maciusiu“. Bardzo to było dziwne.
Więc kiedy Maciuś postanowił zbadać dokładnie wyspę, wziął rewolwer i poszedł do lasu. Przepłynął zatokę, wylądował w miejscu, gdzie wyspa się za rzeką rozszerzała, i idzie.
Bo czy nie wstyd mieszkać na małej wysepce i nie znać?
Akurat wczoraj czytał Maciuś straszną, pełną niebezpieczeństw podróż do bieguna, i pomyślał:
— Oto odważni podróżnicy urządzają wyprawy do krajów wiecznego lodu i nocy, całe lata znoszą trudy, żeby poznać ziemię. Więc wstydem jest nie znać swojego miasta, swojego kraju albo wyspy, na której się mieszka. Jeżeli nawet są w lesie murzyni, napewno nie ludożercy, a zresztą będą uciekali. Od zwierząt Maciuś się obroni. Lepiej walczyć w lesie, niż w kanale z wilkiem.
Idzie Maciuś — idzie — idzie — las coraz bardziej gęsty. W górze jakby dach zielony, aż ciemno. W dole pełno wijących się roślin, krzaków, a tak wszystko poplątane, że co krok — jakaś przeszkoda.