Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

Maciuś, co to za myśl-królowa, ale wie, że jest, bo pszczoły jego ducha spokojne są, wesołe.
Oto dlaczego zapomniał Maciuś o napisanem czterdziestem trzeciem podaniu do Rady Pięciu. Nie żeby zapomniał nawet, ale nie czeka i nie ciekawy. Bo ciekawi są ludzie, kiedy nie wiedzą.
Nie chciał też Maciuś robić niespodzianki Walentemu i reszcie straży, a nic nie mówił, bo poco? przecież się dowiedzą.
Ale przyjemnie było Maciusiowi, gdy zawinął okręt, i warta dowiedziała się, że wraca do domu. Teraz dopiero zrozumiał, jak bardzo tęsknili. Spokojny zawsze Walenty, przewrócił czajnik z gorącą wodą, potłukł porcelanową figurkę, która stała na biurku Maciusia i zgubił klucz od śpiżarni, że się obiad spóźnił o godzinę. Toż samo inni. Biegną, niby się pakują, nie mają niby czasu. A wiadomo, co ma żołnierz: kuferek, miseczkę i łyżkę — nic więcej. A wszystko z radości.
O godzinie piątej po południu przysłał pułkownik Dormesko ordynansa:
— Czy jego królewska mość raczy udzielić audjencji?
Wszedł wyprostowany, w mundurze (cały czas chodził w szlafroku). Co to ma znaczyć?
— Przyszedłem złożyć waszej królewskiej mości raport pożegnalny.
— Więc i pan mnie opuszcza?
— Oto rozkaz.
I podał Maciusiowi papier, wciąż stojąc na baczność.
Maciuś przeczytał, spojrzał na pustą klatkę