Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.

i teraz będziemy żyli w przyjaźni. Królu, jeśli mi nie przebaczysz, to patrz.
Markiz Amary przykłada do głowy rewolwer i chce się zabić.
— No dobrze — woła przestraszony Maciuś — chcę też żyć z kuzynem w przyjaźni.
A ten rzuca się Maciusiowi na szyję.
Widzi Maciuś, że rotmistrz pijany.
Zgadza się Maciuś na wszystko, żal mu kuzyna i chce, żeby sobie poszedł.
— Płynie we mnie królewska krew. I za co tak cierpię? Musiałem się pojedynkować, bo mnie obrazili. Musiałem zwymyślać generała. I cóż ja takiego powiedziałem: „że ostatni dureń“. No bo dureń. No powiedz najdroższy kuzynie, — sam powiedz, czy nie dureń?
— Dureń, — zgadza się Maciuś.
— A czy mogłem się nie pojedynkować, no powiedz, wasza królewska mości.
— Nie, nie mogłeś.
— Więc za co mnie tu zesłali?
I znów chce się zabić.
— O, tu mam tajny rozkaz od smutnego króla: „każde życzenie Maciusia jest jak moje własne“. Oto, tu mam tajny rozkaz... Nie, to nie ten. Bo mam jeszcze drugi rozkaz. Ooo, tu jest. To jest rozkaz młodego króla: „posyłam doktora, niech zbada Maciusia i niech napisze, że Maciuś zwarjował, to się ogłosi, i będzie koniec“. Tak, mój najdroższy kuzynie, takich to przyjaciół mamy my, królowie.