Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.

Maciuś spojrzał na dywan, kosztowne obicie mebli, kwiaty w oknach, — uśmiechnął się nieznacznie. Spostrzegła ten uśmiech bolesny królowa.
Rozsiadł się obrażony Orestes i przegląda obrazki dużej pięknie oprawionej książki, która leżała na stole.
Maciuś jest zły — strasznie zły. Gniewa go salon, gniewa naczelnik więzienia, gniewają kwiaty, dywan, fortepian, — milczenie królowej — gniewa, że królowa tak na niego patrzy. A najbardziej gniewa go Orestes i jego ogromny order półksiężyca.
— Czy też mnie wyzwie na pojedynek, że ręki mu nie podałem? — myśli Maciuś.
Kiedy później myślał Maciuś o tej wizycie, zrozumiał powód gniewu. — W długie godziny zamknięcia i osamotnienia oczekiwał Maciuś smutnego króla. Kiedy w salonie naczelnika więzienia zobaczył fortepian, jak żywy stanął mu przed oczami smutny król, a w uszach dźwięczeć zaczęły najsmutniejsze melodje. — Nikt inny nie miał prawa przyjechać. — Co innego Kampanella, a co innego jakiś tam nieważny królik małego kraju.
Co by mu jeszcze powiedzieć, żeby zrozumiał, że niepotrzebnie wtrąca tu swoje trzy grosze?
Wogóle chce się Maciusiowi strasznie dużo mówić, a boi się, żeby się z czemś niestosownem nie wyrwać. Przypomniał sobie Maciuś mistrza ceremonji, który zawsze w porę coś takiego zrobił, że było wszystko w porządku. No bo co? — Królowa patrzy, tamten ogląda obrazki, a naczelnik więzienia stoi, jak słup — i wcale się nie kończy.