Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

są pożywne, jakie rośliny mają sok słodki, który zastępuje cukier, jakie grzyby jadalne, jakie korzonki podobne do marchwi i sałaty.
Sypia na drzewach zupełnie wygodnie, — nawet przyjemniej, niż w łóżku. Bo drzewa, oplątane ljanami, o gęstych gałęziach i liściach, tworzą jakby wiszące wygodne, zielone i pełne zapachu materace. Uginają się, jak sprężyny. A spaść nie można, choćby się we śnie z boku na bok nawet przekręciło.
Raz spadł na miękkie krzaki, trochę rękę podrapał.
Chciał Maciuś wstąpić do samotnej wieży, ale jej nie znalazł. I po co? Widocznie pustelnik nie chce z nim rozmawiać. Zaraz go wyprowadził.
Idzie Maciuś, idzie, wcale się nie spieszy. Raz cały dzień spędził na tem samem miejscu. Parę razy zdawało się, że słyszy głosy pościgu nad rzeką. To znów jakby głos trąbki. A no: jak chcą, niech się bawią z nim w chowanego. Znudzi im się, to wrócą.
Przez pierwszy tydzień zapisywał Maciuś, ile dni jest w drodze. Ale przestał, bo po co? Niech sobie przechodzi jeden dzień po drugim. Ciekawi są, którzy na coś czekają, a Maciuś na nic nie czeka.
Ale szczurek pocztowy go znalazł. Ucieszył się Maciuś. To strasznie zabawne. Takie małe stworzonko, a mądrzejszy ma nos, niż wszystkie oczy ludzi. Szczurek musiał być napadnięty w drodze, bo miał jedną łapkę odgryzioną i kulał. Maciuś przemył i przewiązał ranę.