Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/18

Ta strona została uwierzytelniona.

— Może podać herbatę, albo kawę ze śmietanką? Mam doskonałe ciasteczka domowej roboty, — zaczął naczelnik, ale pożałował.
— Czyś pan oszalał? — krzyknął Maciuś, a w oczach zamigotały mu iskry. — Czy na to cały miesiąc gniję w pańskim lochu, żeby wreszcie ciasteczka zajadać? — Chcę wiedzieć, co postanowili moi wrogowie. — Żądam nieodwołalnie, żeby mnie zesłano natychmiast na bezludną wyspę. Gdyby mi powiedzieli, że całe tygodnie mam siedzieć w więzieniu, nie przyjąłbym ułaskawienia. Chciałem zginąć w domku dzikich zwierząt, — oni podstępem mnie ujęli. — Żądam oficjalnego papieru z pieczęcią.
Nagle pochwycił Maciuś piękną porcelanową wazę i uderzył nią o stół tuż obok książki z obrazkami. Waza potłukła się na drobne kawałki, Maciuś zakrwawił sobie rękę, Orestes zerwał się z fotelu, królowa przymknęła oczy; a naczelnik więzienia wybiegł po doktora, bo sam nie wiedział, co robić.
Królowa Kampanella wyjęła z torebki pachnącą chusteczkę do nosa i łagodnie wyciera krew z ręki Maciusia. Królowa miała plan gotowy: nie pozwoli wysłać królewskiego sieroty na bezludną wyspę, — weźmie go do siebie.
Kampanella jest samotna, dzieci nie ma, mąż jej umarł. Niech otoczą wysokim murem piękny park pomarańczowy, który doskonale zastąpi wyspę bezludną. A Kampanella będzie mu matką.
Lekarz więzienny owiązał Maciusiowi rękę, bo inaczej nie wypadało przy królach — i dał Ma-