Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.



Wprowadzono Maciusia do królewskiego namiotu. A choć zmęczony podróżą, zaraz pierwszej nocy musiała mu Klu-Klu opowiedzieć, co się właściwie stało. A zresztą, sam widzi, co się dzieje. Obóz nieszczęśliwych dzieci wygląda strasznie. Niema zupełnie jedzenia, bo nie przygotowali nic na drogę. Wszędzie płacz i jęki chorych. Nie mają sił iść dalej, a zostać na miejscu, to znaczy zginąć. Kto mógł, dawno uciekł z obozu, a reszta czeka, co powie Maciuś.
— Pamiętasz Klu-Klu, jak goniłaś wiewiórkę na drzewie? — pyta się Maciuś.
— A pamiętasz, jakeś Antkowi zęby wybiła?
— Pamiętam, — mówi Klu-Klu i nawet się nie uśmiechnęła.
Jeżeli ktoś jest zawsze wesoły, a raz smutny, najbardziej żal wtedy.
Długo nic nie mówią.
— Ile jest dzieci w obozie?
— Już teraz sama nie wiem. Część wyginęła w drodze, część się rozbiegła.
— Jak myślisz: czy wytrzymacie jeszcze tydzień?