Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

mała dziewczynka, jak Ala — i zajada chleb z miodem.
— Pan jest telegrafistą?
— No ja — bo co?
— Proszę w tej chwili podać depeszę.
— Zaraz, mój kawalerze. Jeszcze niema dziewiątej. Muszę podlać kwiaty, zanim słońce zacznie przygrzewać.
— Ale ja nie mogę czekać.
Maciuś nie może czekać. Ot zaraz upadnie i zaśnie. I będzie spał chyba sto lat. A tam dzieci czekają.
— Jestem król Maciuś.
— Król Maciuś?
— Dwie noce nie spałem... Tam umierają dzieci. Potrzebna pomoc.
Telegrafista stawia polewaczkę. Maciuś chwyta ją i wylewa wodę na głowę, żeby się orzeźwić.
— Prędzej, bo zasnę.
— No już dobrze — dobrze.
A tu żona:
— Michale, nie jadłeś śniadania.
— Zaraz wrócę.
— Wypij przynajmniej mleko.
Ale Maciuś ciągnie telegrafistę, zawisł na jego ręce.
— Prędzej.
— Już idę.
I zaczyna krawat sobie wiązać.
Wreszcie są przy aparacie.
— No więc co?
— Nie wiem — jęknął Maciuś. Jak tylko bę-