Sniadanie trwało cały dzień. Wieczorem gotowa już była stacja telegrafu bez drutu, i Maciuś wysłał depeszę, że czarne dzieci dziękują za śniadanie. A w nocy przyfrunęły dwa aeroplany, a w nich doktór i najkonieczniejsze lekarstwa.
Kiedy po dwóch tygodniach przybyli najważniejsi panowie z Czerwonego Krzyża, nie chcieli wierzyć, że czarne dzieci naprawdę były w takim opłakanym stanie. Ale szereg mogił za obozem przekonał ich, jak było źle.
A białe dzieci, które zaraz po odezwie Maciusia zaczęły zbierać, co tylko można, — zaraz na drugi dzień otrzymały depeszę Maciusia z podziękowaniem za pierwsze śniadanie. I myślały, że ich dary tak prędko dojechały. Więc jeszcze bardziej je to zachęciło, i jeszcze więcej zaczęły dawać. Więc jak to bywa zwykle, jedne dawały, co naprawdę potrzebne, a drugie — co im się znudziło albo było złamane i do niczego.
Przysyłano lalki bez głów, harmonijki, które nie grały, zapisane kajety, połamane szczotki do zębów, loteryjki, gdzie brakowały numery, abażury z różowej bibułki, zakładki do książek, skórzane paski do łyżew, wypalone latarki elektryczne, pęknięte piłki, młotki krokietowe, wualki, pudełka od papierosów, było z tem wiele kłopotu, ale dzieci się cieszyły.
Jakaś dziewczynka przysłała doniczkę z kwiatkiem, który usechł w drodze, a jeden chłopiec przysłał wszystkie książki szkolne, zapytując w liście, czy czarne dzieci lubią się uczyć, bo on niebardzo.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.