— Czy mogę chodzić do szkoły?
— Jak cię wezmą, to chodź. Roboty mało.
Idzie Maciuś do szkoły.
— Znajda idzie.
Maciuś nie znał porządków szkolnych. Idzie sobie, wchodzi z chłopcami, siada na ławce.
— To moje miejsce: ja tu zawsze siedzę.
Spędzają go z każdego miejsca, — śmieszy ich to.
— Czy pani cię zapisała?
— Jaka pani?
Stanął przy ścianie, a oni wokoło.
— Ot durny. Niech stoi. Zobaczymy, co pani powie.
Dzwonek. Siedzą — czekają.
Wchodzi pani.
— Coś ty za jeden?
— Marcinek.
— Czego chcesz?
— Do szkoły.
A tu wszyscy w śmiech. Pani się rozgniewała.
— Kto go tu sprowadził?
— Nikt. Sam przyszedł. Krowy pasał przez lato.
— I gruszki kradł.
— Znajda.
— Przybłęda.
— Obieżyświat.
A Maciuś — nic, jakby nie o nim mowa. „Obieżyświat“ — tak, prawda, że pół świata obiegł i objechał.
Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/224
Ta strona została uwierzytelniona.