Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/239

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pamiętasz czekoladę? Ale tylko trzy razy wydali, i to nie wszystkim.
— A w stolicy dorośli chodzili do szkoły, a dzieci dawały łapy i stawiały w kącie. To ci była stypa, o raju.
Śmieją się, jak z wesołej bajki, a Maciusiowi tak jakoś dziwnie się robi.
I milknie.
I wzdycha.
Bo przeczuwa, że skończą się niedługo ciche, miłe dni bez troski, bez walki.
Trochę Maciuś przeczuwa sam z siebie, trochę — wie z tego, co ludzie z gazet mówią.
Więc w gazetach piszą, że stary król umarł, a młody znów zasiadł na tronie. Zawarł młody król przymierze z cesarzem Pafnucym i dwoma żółtymi królami. Zaczął się bunt w wojsku, bo była partja przeciwna młodemu królowi. Ale on zbuntowanych wystrzelał i zapowiedział, że się nikogo nie boi. Mówi, że go królowie oszukali, że port zabrali. Pokłócił się ze smutnym królem raz na zawsze.
— Przecież sam podpisałeś umowę — mówią. — A taka umowa królów nazywa się traktat, więc nie można zmieniać.
— Po pierwsze, nie ja podpisałem, a ojciec. Maciuś podpisał na Fufajce dwa traktaty.
— No tak, ale Maciuś był pijany.
— A kto mu się kazał upijać? Zresztą co innego, kiedy żył, a co innego, kiedy go niema.
Jeszcze ministrowie, posłowie, różni dyplomaci probują, ale widać, że będzie wojna, a kto wie, czy nie większa, niż były.