Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.



— Dziś w nocy ucieknę, — myśli Maciuś, układając do kufra rzeczy. — Nie w ten sposób, to w inny.
Cała praca Maciusia się zmarnowała. Otwór w murze jest gotów, ale cóż z tego? Już Maciuś do ogrodu więcej nie pójdzie.
Każdy inny byłby rozpaczał i stracił nadzieję. Tak, każdy inny, ale nie on. Maciuś czuł, że najważniejsze — postanowić, a reszta głupstwo. Maciuś uważał nawet, że dla ucieczki, która nastąpi w drodze, praca przy wyjmowaniu cegieł nie jest bez znaczenia. Nauczył się spokoju, rozwagi, ostrożności, — nie wiedział dobrze, jak to się nazywa. Zdawało mu się, że najważniejsze, żeby w sobie, w głowie, w sercu, w duszy — było wszystko gotowe. A reszta — no, zobaczymy.
Dlatego się Maciuś nie martwił.
Pakowanie rzeczy nie trwało długo. Naczelnik więzienia był cały czas w pokoju, a kiedy samochód zajechał, prosił Maciusia o zaświadczenie, że się Maciuś na niego nie gniewa.
— Waszej królewskiej mości nic nie szkodzi, a mnie się może przydać.
— Dobrze.