Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

Zmizerniał Maciuś. Z czego miał dobrze wyglądać?
— Zamieszkaj ze mną Maciusiu — prosi smutny król.
— Dobrze. Lepiej w rybackiej chacie, niż w królewskim hotelu.
Wypili razem herbatę, ale rozmowa się nie klei. Każdy ma wiele do powiedzenia, ale mówi mało.
— Co to jest votum separatum, akklamacja, dyskusja? — pyta się Maciuś.
— Daj spokój Maciusiu, nie zaprzątaj sobie głowy głupstwami. To wszystko wymyślone, żeby głupi mogli na naradach udawać mądrych.
— A czy lord Pux jest mądry?
— Puxa królowie się boją. I nie myśl, Maciusiu, że mówię, żeby się przypodobać, — lord Pux boi się ciebie. Zresztą sam ci to powiedział.
— A co znaczy: zapanować nad sytuacją?
— Właśnie: to znaczy, że ich za łeb trzymasz. Teraz wszystko od ciebie zależy. Młody król jest jedynym twoim wrogiem, ale jego nie lubią. Zresztą mógł się młody król stawiać, kiedy nas było trzech; ale teraz, wiedz o tem, — możesz liczyć na trzydzieści cztery głosy. Będzie tak, jak zechcesz.
— Za późno — powiedział Maciuś, oparłszy głowę na ręce. Ja już nic nie chcę — nic nie chcę.
— Maciusiu — zawołał smutny król przerażony. — Nie poznaję ciebie. Tego ci mówić nie wolno. Jutro możesz odzyskać państwo i koronę. Nazywasz tchórzami tych, którzy w ogniu bitwy