Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kto chce zabrać głos? — pyta się lord Pux.
— Ja inaczej zrobiłem — mówi Orestes. — Bicie mi się nie podoba, bo dostanie i zaraz zapomni. Najlepiej nie dać jeść. Jak nie dostanie śniadania albo obiadu i będzie głodny, zrozumie, że trzeba się słuchać. Mam się szamotać z chłopakiem — ktoby mi kazał? Niech posiedzi w ciemnej komórce, niech się naje strachu — zaraz mu wywietrzeją głupie myśli.
— Żadnych praw dzieciom dawać nie można — mówi przyjaciel żółtych. — Dzieci są lekkomyślne, nie rozumieją, nie mają doświadczenia. Dał Maciuś dzieciom prawa, i patrzcie, co zrobiły. Kazały dorosłym chodzić do szkoły, same wszystko zepsuły. Bić dzieci nie trzeba, bo to bardziej złości, głodzić dzieci — jeszcze większe świństwo, bo mogą zachorować, wyrosną na słabych ludzi. Ale trzeba wytłomaczyć, że powinny zaczekać, aż zmądrzeją.
— Proszę o głos — odezwał się smutny król. — Nie zgadzam się z moimi poprzednikami. To co teraz mówimy o dzieciach, mówiono dawniej i o chłopach i robotnikach, o kobietach i żydach, i o murzynach. Jedni tacy, drudzy tacy, więc żadnych praw dawać nie można. No i daliśmy prawa. Bardzo dobrze nie jest, ale lepiej, niż było. Maciuś dał za dużo praw odrazu, trzeba to robić powoli. Dzieci powinny mieć pieniądze, żeby mogły różne rzeczy kupować. Jeżeli kupować będą głupstwa, to i dorośli nie wszyscy wydają pieniądze mądrze. Można wydawać pożyczki, a jak urosną, niech zwrócą. Bo teraz dzieci są tak jak żebracy. O wszystko muszą prosić, muszą się pod-