Strona:Janusz Korczak - Król Maciuś na wyspie bezludnej.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

siedzeniu rozważano sprawę nie tylko białych, ale i czarnych dzieci. Jeźeli nam starym jest źle, niech przynajmniej naszym dzieciom będzie dobrze.
Lord Pux powiedział:
— Mamy więc cztery sprawy. Pierwsza: sprawa białych dzieci. Druga: sprawa Maciusia. Trzecia: sprawa królestwa zjedzonej Kampanelli. Czwarta: sprawa czarnych dzieci.
Ale posiedzenie szło źle. Królowie byli zdenerwowani. Bardziej jeszcze niepokoiła ich obecność stu ludożerców. Wprawdzie przed hotelem stoją biali żołnierze, a w nocy zmieniać się będzie warta. Jednakże czy można być pewnym, że nie przyjadą nowi, a może nawet i ci sami murzyni? Jakie w tych warunkach mogą być obrady?
Niech Maciuś powie, czego chce, zgodzą się na wszystko. Po pierwsze, zawdzięczają Maciusiowi życie, po drugie — ci ludożercy najwyraźniej są po to, aby w każdej chwili rzucić się w obronie Maciusia. Nie mają wprawdzie broni palnej, ale strzały i dzidy mogą być zatrute. Zresztą co ich sprawa Maciusia tak bardzo obchodzi? Smutny król jest przyjacielem Maciusia. Przyjaciel żółtych królów napewno odda, co zabrał, byle tylko Kita-Kiwa chciał się z nim pogodzić, a młody król, który najwięcej zawinił, niech odda ojcu koronę, bo nie umie rządzić, kiedy w jego kraju są bunty.
Każdy tak sobie myśli, ale czekają, co powie Maciuś.
A Maciuś milczy.
— Biedna królowa Kampanella — myśli król Maciuś. — Byłem niedobry dla niej. Tyle miała