Strona:Janusz Korczak - Ludzie są dobrzy.djvu/08

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nieprawda. Mama pościel zapakuje osobno, bo do walizki nie zmieści się. I ja nie będę zmęczona. Nie będę spała.
— To nie. Potem okręt.
— Na okręcie są pomarańcze? Będziesz tam sadził drzewa? Będziesz zdrów?
— No, tak. Zobacz, gdzie jest mama. Poproś, żeby nie płakała.
— Skąd wiesz, że mama płacze?
Zesunęła się z łóżka na podłogę. Była mała. Zaniosła stołeczek do drzwi. Zawsze tak robiła, żeby sięgnąć do klamki. Wyszła do sieni.
— Mamo, dlaczego płaczesz?
Mama wytarła oczy i pomyślała trochę.
— Nie mów przy tatusiu... nie mów, że ktoś umiera.
— Bo nie grzecznie tak mówić? Brzydko?
— Nie brzydko, tylko tatuś jest chory. Chory powinien być wesół, a śmierć jest smutna.
No tak; dziadzio też mówi, że za wiele się pyta i za wiele chce wiedzieć. Ale dlaczego dzieci nie mają rozumieć wszystkiego tak, jak dorośli?
Była mała, ale pamięta, że potem jechała koleją i siedziała przy oknie. Nie do morza jeszcze jechała, tylko do lasu. A w lesie, w białym domu, leżał tatuś na białym łóżku.
— Powiedz, jak tam jest.
— Będziesz miała osiołka. Konika z długimi uszami.
— Wiem.