Raz mówił tatuś, że w sercu są cztery komórki, cztery pokoiki. Pokazał w książce na obrazku.
— Widzisz. To są pokoiki serca. Z komórki do komórki płynie krew.
Jeszcze coś mówił, ale nieuważnie słuchała i nie pytała się. Żeby wiedzieć, wiele trzeba się pytać i bardzo trzeba uważać.
To było wieczorem. Senna była i miała skaleczony palec, który przeszkadzał słuchać, co tatuś tłomaczy. Tak dziwnie skaleczyła palec pokrywką od blaszanego pudełka.
Mama mówi: „nieostrożna jesteś,“ czasem nawet gniewa się. Nie bardzo gniewa się, trochę tylko, krótko gniewa się mama; ale przykro. Czy można zawsze być ostrożną? Czasem coś się stanie odrazu... Tyle trzeba wiedzieć.
Już wie, że blaszane pudełko może być ostre, jak nóż, albo szkło — i wie, że nie można dmuchać w popiół.
Bo raz było tak. Żeby zgasić zapałkę, trzeba dmuchać; żeby rozpalić ogień w piecu, też trzeba dmuchać. Widziała, jak to się robi, ale sama nie próbowała. Więc dmuchnęła mocno, bo piec duży.
Zaraz odrazu w oczach ból, i już nic nie widzi. Zamknęła oczy, nie może otworzyć. Krzyknęła głośno. Mama woła:
— Pokaż. Co się stało? Otwórz oczy.
Nie może. Ręce mamy odpycha i oczy zasłania. Chce powiedzieć, też nie może. Mama sama
Strona:Janusz Korczak - Ludzie są dobrzy.djvu/11
Ta strona została uwierzytelniona.