i małe. Raz wraz oderwie się jedna od nieba i spada.
— Powiedz, mamo, co to jest szczęście?
— Szczęście, moje dziecko?
— Powiedziałaś: dzieci są szczęśliwe. Czy tylko dzieci?
— Dzieciom łatwiej. Bałam się, że tu będzie dla ciebie za głośno. Przyzwyczajona byłaś: tylko tatuś, ty i ja, potem — dziadzio, babcia i ty. Pamiętasz: nawet na podwórko nie lubiłaś wychodzić. Mówię: idź do dzieci. A ty: wolę w domu.
— Ale teraz nie chcę być sama. Mówiłaś zawsze, że za wiele myślę. I dziadzio mówił: męczysz główkę. Tak było. Tu myślę lekko, wesoło. Są myśli, które bolą; a tu fruwają, jak motyle. Tam zawsze tylko: co będzie jutro? A tu: co robiłam dzisiaj? Dziś pierwszy raz dzieciom bajkę opowiadałam. Nie bajkę, tak tylko: że był piesek i kotek, że kotek był dobry dla pieska, że kotek dostał mleko, połowę sam wypił, połowę dał pieskowi. Z głowy mówię byle co, ale one słuchają i proszą: jeszcze. Tak łatwo i przyjemnie.
— No, widzisz, jeżeli ktoś myśli łatwo i przyjemnie i wie, że będzie tak samo jutro, za tydzień i za rok, — szczęśliwy jest.
— Powiem ci. Już niech będzie, że powiem. Bo widzisz, kiedy zauważyłam pierwszy raz, że jestem naprawdę szczęśliwa, tak, jakbym się przestraszyła. Bo patrz: tatuś umarł, jestem sierotą. No, tak. Sierotom powinno być źle.
Strona:Janusz Korczak - Ludzie są dobrzy.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.