zostawić. Powiedział tak samo: „trudno, każdemu może się zdarzyć“.
— Nie mówiłaś mi, że zrywałaś oliwki.
— Zapomniałam. Tak wiele się tu robi i tyle nowego. Nie dziś, to jutro powiem. Nie gniewasz się?
— Cóż znowu. Przeciwnie: cieszy mnie, że radzisz sobie sama. Bo i ja mam ci coś do powiedzenia.
— Coś wesołego?
— Ani wesołe, ani smutne. Tylko, że chcę wyjechać.
— Co? Z Palestyny wyjechać?
— Ależ nie. Może do miasta, może tu niedaleko na wieś.
— A ja?
— Ty zostaniesz.
— Nie chcę. Nie zostanę bez ciebie. I ty mówisz, że to ani wesołe, ani smutne? To bardzo smutne. Okropne.
— Bądź rozumna. Przecież mało jesteśmy razem. Tylko krótko wieczorem.
— Ale ja cały dzień długo wiem, że ciebie wieczorem zobaczę. Wiem, że jesteś blisko, wiem, co robisz. A kiedy słońce zbliża się do góry, wiem, że zaraz już będziemy razem. Tam wtedy cały dzień byłyśmy razem, a tu ta na schodku godzina jest jak cały dzień. Co będę robiła sama?
Chce nie płakać. Udało się.
Strona:Janusz Korczak - Ludzie są dobrzy.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.