I mama przyjechała.
∗ ∗
∗ |
Teraz mama jest bliżej. Też na wsi, ale nie w kibucu. Tam u mamy na wsi każdy osobno mieszka, dla siebie gotuje i pierze. Nie ma wspólnej jadalni, piekarni, ani szwalni. Każdy dla siebie tylko i dla nikogo więcej.
Jest sklep, w sklepie trzeba płacić. Są nawet pieniądze palestyńskie. Mama pokazała: takie same, okrągłe, duże i małe, srebrne i brązowe monety.
— I mydło i naftę musisz kupować?
— No, tak.
— A skąd masz pieniądze?
— Szyję, za to mi płacą.
— A oni skąd mają?
— Sprzedają mleko, jajka, jarzyny, owoce.
— A sami co jedzą?
— Zostawiają trochę dla siebie. Tu dzieci więcej dostają. Chcesz być ze mną: byłabyś czasem głodna.
— Nie szkodzi. Wiem. Tam jest tak, jak było wtedy, kiedy pojechaliśmy na letnie mieszkanie z tatusiem. Każdy dla siebie.
W kibucu pracuje się dla wszystkich. Jeden w polu, drugi w oborze, w kuchni albo w warsztacie. Za to dostaje mieszkanie, ubranie, jedzenie i wszystko, co potrzebne. I każdy to samo: szewc i doktór, nauczyciel i piekarz. Wszyscy jednakowo.
— Będę przychodziła do ciebie w soboty.