Strona:Janusz Korczak - Ludzie są dobrzy.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

dzieli, że poszła z dziećmi. Była w szkole. Nie ma. Może nie tak bardzo chce się z nią zobaczyć? Tak wszystko się poplątało, że przywitanie było jakieś inne, i cała pierwsza rozmowa była inna. Zupełnie inaczej, kiedy mama jest zwyczajną mamą, inaczej, kiedy jest gościem. Jakby mama była inna, nie obca, ale inna.
I co będzie z obiadem? Mama nie pracuje tu teraz.
— Czy zapłacisz za obiad?
— Śmieszna jesteś. Dobrze, że nikt nie słyszał, bo by się obrazili. Przecież jestem gościem.
— Ale jesteś moim gościem, a ja też nie pracuję.
Chce być pożyteczna i pomaga, ale mało i nie umie. Wyprowadziła daleko dzieci, gniewali się. Pewnie nie pozwolą przychodzić. Więc co będzie robiła?
Znów miejsca nie może znaleźć. Nie zostanie sama. Chce być z mamą. Rozpłakała się.
— Nie płacz. Poradzę się, co robić.
Poradziła się mama, i poszły razem na tę drugą wieś, gdzie mama mieszka. Ale tylko do jutra, żeby zobaczyła.

∗             ∗

Och, jaki długi był ten dzień. Każda godzina długa. Trudny był to dzień.
Musiały iść daleko. Mama zmęczona. Gorąco. Wszystko przez nią.
— Czy to tam?