Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY.
Koncerty wieczorne. — Sosna staruszka. — Skrzypek Grozowski i nasi śpiewacy.

Kiedy wieczorem chłopcy leżą w łóżkach, Grozowski bierze skrzypce, staje w pośrodku sali i gra na dobranoc. Nie zabrał nut, gra z pamięci, a zna wiele melodyi.
„Szumią jodły na gór szczycie,
Szumią sobie w dal...“
Tak śpiewają struny skrzypiec, a na salach cicho, bo chłopcy słuchają. Tylko za otwartemi oknami sosny szeptem rozmawiają ze sobą i z niebem. Czasem ze dwora doleci dźwięk dzwonka, który woła ludzi z pola na wieczerzę.
Sosny kolonijne nauczyły się od Grozowskiego wielu melodyi i teraz śpiewają cicho, cicho — najcieńszemi tylko zielonemi igłami, bo nie chcą skrzypcom przeszkadzać.
Na lewo od kolonii rośnie bardzo krzywa, garbata sosna — staruszka. — Co ona ma zgryzot z chłopakami. To siądą na nią i bujają, bo myślą, że sosna jest okrętem; to robią sobie z niej pociąg, to konia, to czatownię straży ogniowej, to fortecę. Ale sosna nie gniewa się wcale, bo wie że wieczorem zagrają skrzypce i ukołyszą ją do snu.
A chłopcy — słuchacze mrużą powieki; ten ma oczy