Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/102

Ta strona została uwierzytelniona.

dzy chmurami. Potem zmęczony wraca na ziemię do ludzi, cichnie i zasypia.
— Ładny śpiew — mówią sosny, — ale dlaczego słów pieśni nie rozumiemy?
— Bo pieśń jest stara, ze starych bardzo słów hebrajskich ułożona przed setkami lat.
Kiedy śpiewają Frydenson, Rozencwaig i Presman, możnaby pomyśleć, że nie trzech, a jeden tylko chłopiec śpiewa tak się ich głosy razem splatają. A przecież wcale nie są do siebie podobni.
Presman jest poważny i cichy. Mało mówi, chętnie słucha, chce wiedzieć, jak zrobiony jest termometr, który pokazuje na werandzie, czy ciepło, czy można iść do kąpieli. Presman jest sędzią na kolonii, chętnie przebacza i zawsze wie, dlaczego przebaczyć należy. A przebaczyć należy, kiedy winowajca jest mały jeszcze i głupi, lub biedny i zaniedbany a nie zły.
Zupełnie inny jest Chil Rozencwaig, zawsze skrzywiony, zawsze nieszczęśliwy. To mucha mu wpadnie w oko, to komar tak go strasznie ugryzie, że wcale nie może wytrzymać; to mu się chce pić, to mu spać twardo albo woda za zimna, albo mu pelerynę zamienią. — I ktoby pomyślał, że ten nudziarz straszny i niedołęga jest takim wielkim śpiewakiem!
A trzeci nasz śpiewak ma najpiękniejszy głos, najbiedniejszych rodziców i najwięcej odwagi w sercu. — Miły śpiewaku, niesiesz w życie swą gorącą pieśń i jasną duszę.