Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

Przytem Furtkiewicz był dyżurnym krawcem w ubiegłym tygodniu i przyszył dużo guzików. — Pił wodę, to prawda, ale mu się piątka należy...
— Frydman Rubin, a tobie ile postawić?
Zrobiło się tak cicho, jak w środę przy jajecznicy. Biedny Rubin, przez cały tydzień tak się dobrze sprawował, z nikim się nie bił ani razu, co przecież jest rzeczą wcale niełatwą — i akurat przed samemi stopniami ktoś zawołał na niego: „cygan“, Rubin chciał go za to w kark uderzyć, ale nie trafił i uderzył w nos, a wiadomo przecież, jak łatwo z nosa krew leci. Biedny Rubin, tak mu się nie powiodło.
— Może ci nic nie postawić, a jak będziesz się dobrze w przyszłym tygodniu sprawował, to odrazu dwie piątki dostaniesz?
— Nie chcę — mówi Rubin, bo myśli, że lepsza czwórka w ręku, niż dwie piątki na sęku.
— A dlaczego wołał na niego: „cygan“? — wtrąca Furtkiewicz, który wie, jak trudno nie dać w kark za „cygana“. Furtkiewicz jest rudy i ma z tego powodu liczne starcia z kolegami.
Rada w radę: Frydman dostaje piątkę, boć i Tyrman twierdzi stanowczo:
— Proszę pana, on się już nie będzie bił, on się poprawi.
I Edelbauma losy długo się ważyły, bo nudzi, włazi ciągle do sypialni, wtrąca się do wszystkiego i znosi okropne nowiny:
— Proszę pana, chłopaki Fromowi urwali nogę.