Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/128

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY.
Niespodzianka. — Ostatni zachód słońca i ostatnia bajka.

Chłopcy proszą, żeby nie chodzić na prawy skraj lasu bo tam będzie wieczorem niespodzianka. Noszą coś, układają, a jak już wszystko będzie gotowe, zawołają sami. Roboty koło niespodzianki musi być dużo, bo gotowa będzie dopiero koło wieczora. Aż dwie miotły musiał im Józef pożyczyć; zato pozwolili mu wcześniej przyjrzeć się niespodziance, tylko żeby panom nic nie mówił.
Jest to ostatni dzień pobytu na kolonii, — i mówi się już teraz tylko o Warszawie.
Topcio zostawił gołębie w Warszawie, czy aby nie uciekły. Szydłowskiego mama była chora, czy też jest już zdrowa? Topcio chwali się, że umie dym z papierosa nosem puszczać i chleb rzucać wysoko i łapać go prosto w usta. Pływak umie nogę na głowę zakładać i pluć daleko przez zęby, Frydman gwiżdże na jednym palcu i powiekę zawija, co bardzo strasznie wygląda.
Wszystko jest dziś ostatnie: i kąpiel ostatnia, i obiad ostatni. Dużo kaszy zostaje na talerzach, nawet nie wszystko mleko wypite; jakże jeść kaszę, kiedy się jutro jedzie do domu.
Kukułka od piątej rano kuka na pożegnanie: