Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ DRUGI.
Chłopcy oddają w wagonie pieniądze i pocztówki do schowania. Na wsi przebierają się w kolonijne białe ubrania.

Nie wychylać się! — Nie pchać się!— Nie śmiecić na podłogę!
W ciągu pierwszych paru dni chłopcy często słyszą przykre: „nie“, dopóki nie dowiedzą się, czego i dlaczego nie wolno. Potem coraz mniej zakazów, coraz więcej swobody. Choćby chciał nawet dozorca, nie może tak przeszkadzać dobrze się bawić, jak mama, ojciec, babcia, ciocia, a jeszcze nauczycielka lub guwerner w domu dzieci bogatych, czasu mu zabraknie na uwagi, rady i napomnienia. To też dzieciom weselej na kolonii, niż ich bogatym rówieśnikom w pięknych badach, gdzie każdemu małemu dziecku tylu dorosłych przeszkadza wesoło się bawić.
Tymczasem pociąg z hukiem przeleciał po sąsiedniej linii. Przestraszyli się, odskoczyli od okien, a potem śmiech, uciecha.
Jednemu bułka z masłem spadła na podłogę, — znów radość.
— O, jaki mały koń — wołają, i wszyscy tłoczą się do okien, by spojrzeć na niezwykłe zjawisko.