Strona:Janusz Korczak - Mośki, Joski i Srule.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

Poseł wręcza generałowi Korcarzowi papier z krótkiem zawiadomieniem:
„Rozpoczynamy napad“.
Na długie listy nie ma czasu. Odpowiedź brzmi:
„Czekamy“.
Napad rozdzielił się na małe oddziały — trójki. Podczas gdy dwie trójki rzucą się na boczne skrzydła pierwszego fortu, aby rozproszyć siły obrony, aby odwrócić uwagę od placu, gdzie zatknięta jest flaga, — pozostałe najmocniejsze trzy trójki rzucą się w sam środek okopu, aby jednym silnym naporem strącić z nóg obrońców, oszołomić ich i wyrwać w pierwszym zaraz ataku zwycięstwo.
Chwila nieuwagi, moment zapomnienia, a szala zwycięstwa przechyli się w stronę ataku. Wzięcie pierwszego fortu, to jeszcze nie zdobycie fortecy, ale już duży krok naprzód.
Trzykrotna pobudka dużej, głównej trąby, — i pierwsza trójka występuje z okopu. — Galopem przebiega przestrzeń, dzielącą ją od fortu i zatrzymuje przed rowem, jakby zbrakło jej odwagi. Rozumie się, że jest to fortel wojenny, chęć uśpienia czujności obrony.
Dziesiątki rąk wyciągniętych, gotowych strącić trzech śmiałków, cofa się. Widać, jak niektórzy lekkomyślni obrońcy centrum wału, opuścili swoje pozycje, nie rozumiejąc, że skrzydła same się mogą obronić, a że oni, środek, broniący wzniesienia ze sztandarem, potrzebować będą czujnej pomocy.