znam; dziewczynką nigdy nie byłem, więc wiem tylko to, co czytałem i czasem to i owo mi mówiły.
Raz mówiła, zwierzyła się, że nawet lubi do poduszki popłakać. Popłacze, pomodli się, — i jakoś lżej, — zaśnie pogodzona i ukojona. — Albo głowę utrudzoną złoży, — i pół poduszki — zima (tak sobie wyobraża), a pół poduszki (głowę przesunie do ściany), zaraz kwiaty, motyle — wiosna. Albo łóżko — okręt i morze wzburzone i podróże; albo co będzie za pięć lat. — Jeden buntuje się, drugi godzi się, a trzeci myśli, co zmienić, żeby na świecie inaczej, lepiej było.
Wiem. Jesteś łagodna i wyrozumiała. Ale na ogół dziewczynki bardzo żalą się na chłopców. — Oni, wierzaj mi, nie są gorsi, tylko inni. Ja tę sprawę zbadałem matematycznie, bo matematyka, to królowa nauk. Tu nie poglądy i zagadki, ale liczba dumna, ścisła, niewzruszona.
Więc liczyłem: ile kleksów i plam w zeszytach, ile liter kaligraficznych, ile szewc za zelówki dziewcząt i chłopaków, ile oni czarnych długich pazurów, ile one, ile piłek zgubili, ile dziur w pończochach i potłuczonych szyb; ile siniaków i opatrunków, ile stalówek złamanych i ołówków, ile zgubionych chustek do nosa, czapek; ile bójek (i kawałków mydła), osobno 50 dziewczynek i 50 chłopców.
Tak, liczba niewzruszona, — racja, — ale sprawa skomplikowana. — Chłopiec mówi: „pan liczy tylko bójki; niech pan policzy kłótnie, plotki, skargi i obrażania“. A dziewczynka mówi: „pan liczy guz
Strona:Janusz Korczak - Pedagogika żartobliwa.djvu/100
Ta strona została uwierzytelniona.