Strona:Janusz Korczak - Pedagogika żartobliwa.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

I, na wyżynach zasiadłszy Tajgetu,
O nagie skały poostrzają dzioby.

Za cóż wiatr wiosnę niesie od Miletu,
Chloris po smugach rozściela ozdoby?
Za cóż gród słońce pozłaca uroczo,
W powietrzu drgają cudne kwiatów wonie,
Gdy syny Sparty zwątpiały wzrok toczą,
A córy we łzach załamują dłonie?...


∗             ∗

Z woli eforów zbiera się lud mnogi,
A przed nim pyłem okryty mąż stawa
I rzecze: „Sparto, witam twoje bogi,
Jestem Ateńczyk!“
Cisza — i wnet wrzawa
Rozbija chmury; woła lud zdziwiony:
„Gdzie zbrojne hufce?“
Ateńczyk im na ten
Wykrzyk odpowie: „Przychodzę w te strony
Sam — mnie wysłali archontowie Aten.
Młódź nasza w domu stali grotów ostrze
Przeciw Megarze, a najwyższa rada
Z lutnią i pieśnią w pomoc Sparcie, siostrze,
Śle mnie, poetę Tyrteusza“.
„Zdrada!“ —
Ryknęły tłumy — „Szydercy okrutni,
W strasznej niedoli zamiast zbrojnych szyków
Ślą nam pieśniarza! Precz! Nie dźwięków lutni,
Krwi nam potrzeba, krwi, krwi Ateńczyków!...