Ten wolny nurt, co mężnych krzepił znoje,
Niech wyschnie wraz! Niech w łożu pełza gad!
Przeklinam cię, Lakonio, i twe zdroje!
Niech zatrze czas istnienia twego ślad!
I matki te, co trwożnych synów dały,
Zeusie, zhańb! Oblicza wstydem spal!
Niech łona ich poszarpią lwy w kawały,
Lub własna dłoń zatopi w piersiach stal!
O Sparto, ruń, nim doznasz strasznej doli,
Nim zwiędnie laur, co tkwi na czole twym,
Nim syny twe przywdzieją strój niewoli —
Upadnij w gruz i hańbę przykryj nim!
O Sparto, ruń, zanim ślad twej wielkości,
Naddziadów grób messeński zburzy młot
I na żer psom rozwlecze święte kości,
A przodków cień odpędzi od twych wrót!
Ty, ludu, nim wróg w pętach cię powlecze,
Ojców twych broń na progach domów złam
I w przepaść rzuć! Niech nie wie świat, że miecze
Były śród was — a serca brakło wam!
∗
∗ ∗ |
I pieśń skonała; z ostatnim akordem
Mistrz lutnię z żalu roztrzaskał o głazy.