czu niebezpieczeństwa). Mam tremę: strzał powinien być celny, rzeczowy; bo jeśli ręka ześlizgnie się, i cicho spudłuję? A on wije się i wyrywa. — Ale chciał biedula zaczerpnąć powietrza do drugiego turnusu zmagań. Wytrawnie skorzystałem i — raz! — Wyrwał się, odskoczył, kopnął piasek, cisnął obelgę: „jesteś niesforny smarkacz i uparty szczeniak“ i całym impetem rzucił się na dzieci: pouciekały nawet dwunastolatki.
Nie wolno ani bić, ani gniewać się.
Czytam:
„Weźmy w dzień deszczowy uncję najczarniejszej ziemi z ubitej ścieżki w pobliżu fabrycznego miasta. Składa się ona z gliny, zmieszanej z sadzami, piaskiem i wodą. Wszystkie te elementy są we wzajemnej bezradnej walce, niszcząc nawzajem swą naturę i siłę... Piasek wypiera glinę, glina wyciska wodę, sadza zanieczyszcza wszystko. Pozostawione w doskonałym spokoju, — z gliny powstaje szafir, z piasku — opal, z sadzy — diament; trzy cenne kamienie, zdolne odbijać wszystkie promienie słońca, osadzone w gwieździe śniegu“[1].
Pani własnoręcznie przyszyła mi trzy guziki. I kamień spadł mi z serca. Otrzymałem koncesję na powieść, byle nie wspominać, gdzie to się dzieje, ani kto — i nic o dorosłych, wyłącznie do lat czternastu. Wszystko incognito: i rzeka, i pies, i pobliskie
- ↑ Ruskin: „Etyka pyłków“. (Warto przeczytać).