siedział; zgadzasz się?“ — „Zgadzam się“. — „Daj rękę“. — Dał.
A mamusia: „widzisz, pan doktór dobry; podziękuj, słuchaj się na skinienie“.
Łódka ma we dworze opinię stateczną i zrównoważoną, rybak-wioślarz doświadczony, ja — autor książki: „365 sposobów zabezpieczania od nieszczęśliwych wypadków latorośli na dnie powszednie, niedziele i święta“. I pływam, jak Walasiewicz, jak Kusociński.
Więc tylko: „czy pogoda, czy sweterek, czy twaróg, czy łódka niewywrotna, i czapki na słońcu, — czy dam radę z taką czeredą, i na skinienie, i punktualnie na obiad, bo niepokój, i już nigdy, nigdy, do siwego włosa i łysiny...
Zawierzyły mamy, ciocie, babcia. Niniejszym składam im dank.
Ale... Nowa, odmienna seria pytań: „czy wziąć futbolówkę, nóż skautowski, album z markami, czy pies z nami, bo on też nie ma jeszcze czternastu lat“.
Ja — w zamęcie i rozgardiaszu — wódz zimny, słup przewidujący. Opanowałem sytuację (bo kto z kim w łodzi, kto dziób, kto ster). — „I nie pić wody, i nie wychylać się“. — I proszę o zapasowe majteczki dla najmłodszej ekipy. I szepnąłem chłopcom polecenie, żeby „na zapas“. Przedszkolak uparł się, że już akurat przed chwilą, że nie trzeba. Pytam się: „Robiłeś?“ — „Tak“. — „Pokaż język“. — Nie chciał, wolał iść jeszcze raz. (Dziewczynki też certo-
Strona:Janusz Korczak - Pedagogika żartobliwa.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.