wały się, że dorosłe i eteryczne; ale też poszły — na zapas).
Embarquement. — Liczę: „jeden, dwa, sześć, osiem“. — „Choć burza huczy w koło nas“. — Drobne nieporozumienie, bo ona nie chce przy nim, a on nie chce za nią.
Lekko zakołysała się łódź. Mała przy mnie, przedszkolak z kijem wolałby (nieśmiało) nie przy mnie. — Syrena (gwizdek). Ruszamy. — Płyniemy. — Powiewamy. — Cisza.
Ona (której ciocia była za granicą) dopiero dwa razy obraziła się, teraz pierwsza przerwała ciszę doskonałą:
— Proszę pana, on się wychyla, on wypadnie; proszę pana doktora, on chlapie.
Stała się rzecz wysoce niewłaściwa: przedszkolak pokazał jej język.
— Już zaczynasz? — Poczekaj: powiem twojej mamusi. — Mówiłam, że tak będzie. — Więcej z nami nie pojedziesz. — On chlapie.
(Przedszkolak łagodnie wiosłował patykiem, ale teraz naprawdę rąbnął kijem wodę).
— No widzi pan, co on robi?. — Ooo, całą sukienkę mi... Nie chcę siedzieć tu.
Mówię twardo do przedszkolaka: „nie chlap“.
A ona: „niech mu pan odbierze ten kij“.
Ja znów — twardo do niej: „nie dyktuj mi, co mam robić; wiem sam“.
A przedszkolak, rozumie się, wiosłuje tym swoim kijem i pyta się: „ile razy mi powiesz?“ — „Co ile
Strona:Janusz Korczak - Pedagogika żartobliwa.djvu/29
Ta strona została uwierzytelniona.