prawo 10 punktów, pięć średnich bójek. — No i co? — Chcesz pobić się — już, już, — ale myślisz: nie, — szkoda, tydzień dopiero zaczął się, oszczędzę punkt, zostawię na czarną godzinę. Mówisz sobie: „nie dziś, jutro go nawalę“. Masz straszną ochotę już wyrżnąć, ale — odraczasz (bo liczysz, a nie chcesz budżetu przekroczyć). Ani razu jeszcze nie biłeś się, szkoda ci obciążać hipotekę. Ano: już środa, a ty masz prawo jeszcze do pięciu bójek. — Znów — on coś pierwszy zaczął, przeszkodził, ubliżył; ręka swędzi, — gdybyś nie liczył, już byś rozpoczął, bo co, — masz się dać; ale myślisz: w powszedni dzień łatwiej, bo szkoła; jesteś i tak zajęty, więc — pobijemy się w niedzielę za wszystkie czasy. — Albo bijesz się już nawet, — nagle przerywasz, żeby bójkę policzyć, jako średnią, nie zażartą bójkę. — Albo niedziela nadchodzi, a ty myślisz: „iii, co, po co?“ — Mitygujesz się, temperujesz, hamujesz, hartujesz się. — I te niewykorzystane bójki składasz sobie, jak nie przymierzając do P. K. O., — ciułasz, — rentier, — na lepszą okazję. — Myślisz: „lepiej raz dobrze pobić się, niż trzy razy byle jak“. — Pobrzękujesz sobie tymi zaoszczędzonymi bójkami, jak złotą monetą rozwagi i opanowania. — Aż ci ślinka, taką masz ochotę (bo porywczy) pobić się, — nie, — bo co ci z tego przyjdzie, — bo on dostanie, — jedyny zysk, że on też, ale i ty, — i ty też.
Drugi sposób (bo pierwszy — to liczyć), drugi: lustro.
Strona:Janusz Korczak - Pedagogika żartobliwa.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.