obóz swój koło Sparty. Już Messeńczycy pławią konie w ich rzece (nie Wisła ta rzeka nazywała się, tylko Eurotas ta rzeka). — Wódz Arystomenes zakradł się w nocy do Sparty i w świątyni spartańskiej zawiesił swój puklerz messeński. — Taki wstyd. — Ale byli zmęczeni, więc spali; już tyle młodzieży poległo w bitwach.
Więc co robić? — Zgadnijcie, co zrobili? — A no, zebrali się starcy na naradę i posyłają do Delf (taka tam była świątynia grecka; oni byli wtedy jeszcze poganie, różnych bogów mieli). W tej świątyni w Delfach były nie kabalarki, nie Cyganki, ale kapłanki tam były boga Apolla; one radziły, co robić, kiedy bieda; nazywały się Pytie. — I ta najważniejsza Pytia przyjęła dary od spartańskich posłów, usiadła na trójnogu, na krześle, które miało trzy nogi, — siedzi, wącha różne kadzidła i natchniona mówi, radzi, żeby Spartanie prosili, żeby błagali o pomoc. — Zgadnijcie kogo? — A właśnie Ateńczyków.
Co? — Oni Spartanie mają błagać o pomoc tych lalusiów? — Nie! — Zgniewali się. Taki wstyd. — Ale co mieli robić; co będzie, jeżeli Arystomenes i Messeńczycy zdobędą Spartę? — Niewola, albo śmierć? Więc co robić?
Nie było wtedy telegrafu ani radia, więc posyłają łódź, która jakoś tam prześlizgnęła się przez messeński obóz (bo Sparta — już mówiłem — była oblężona). No i do Aten, żeby pomogli proszą, żeby przysłali wojsko i okręty swoje na pomoc.
A no dobrze. Posłali i czekają. Niecierpliwie cze-
Strona:Janusz Korczak - Pedagogika żartobliwa.djvu/83
Ta strona została uwierzytelniona.